Luciano Pavarotti - Boże Narodzenie, którego nigdy
nie zapomnę
Miałem
40 lat. Byłem bogaty, sławny, u szczytu popularności. Gazety pisały, że jestem
największym tenorem świata. Byłem rozchwytywany przez opery i firmy płytowe.
Nadmiar pracy i zbyt wielki sukces zrujnowały mi ducha. Osiągnięcie różnych
celów, jakie można sobie wymarzyć, wywołało we mnie uczucie znudzenia,
niesmaku. Nawet w rodzinie, z żoną i córkami, już nie czułem się dobrze. Byłem
zaniepokojony taką sytuacją psychiczną, ale nie miałem sił, aby jakoś
zareagować.
22
grudnia 1975 r., w czasie powrotu samolotem z Ameryki, byłem pogrążony w
rozważaniach. Po przylocie nad lotnisko Malpensa pilot zakomunikował, że jest
mgła. Zrobił kilka okrążeń i pokusił się o lądowanie. Z powodu słabej
widoczności samolot wypadł z pasów startowych. Gdy koło dotknęło nierównego
terenu, skrzydło pochyliło się i pękło na połowę, jeden z silników wyleciał jak
z procy, drugi - również odpadł. Samolot kontynuował swój szalony pęd,
podskakując straszliwie. Gdy kikut skrzydła dotknął ziemi, samolot okręcił się
wokół siebie, stanął dęba i - opadając - rozpadł się na dwie części.
Wewnątrz panował chaos. Ludzie krzyczeli, płakali, wzywali pomocy. Niektórzy próbowali wyskoczyć przez rozdarty kadłub. Zacząłem pomagać pasażerom, przede wszystkim dzieciom. Gdy udało nam się stanąć na ziemi, musieliśmy szybko uciekać, gdyż obawiano się w każdej chwili wybuchu.
Wewnątrz panował chaos. Ludzie krzyczeli, płakali, wzywali pomocy. Niektórzy próbowali wyskoczyć przez rozdarty kadłub. Zacząłem pomagać pasażerom, przede wszystkim dzieciom. Gdy udało nam się stanąć na ziemi, musieliśmy szybko uciekać, gdyż obawiano się w każdej chwili wybuchu.
Tej nocy, gdy wreszcie
znalazłem się w domu z żoną i córkami, zdałem sobie sprawę, jak bardzo piękne i
cenne jest życie. Wszystko
wydało mi się ważne: ogołocone drzewa w ogrodzie, psy, które skakały wokół
mnie, stare ubranie, każdy szczegół mego domu. Nie mogłem zmrużyć oka. Ciągle
snułem się po pokojach, patrzyłem na śpiące spokojnie córeczki. Nuda, apatia,
które od miesięcy tak mi ciążyły, zniknęły zupełnie. Następne kilka dni przeżyłem
w euforii dziecka. Pomagałem zrobić żłóbek, kolędy wzruszały mnie do łez. Stałem
się innym człowiekiem.
Od tej gwiazdki rozpoczęło się
moje drugie życie. Ten
dramatyczny incydent, w czasie którego stanąłem twarzą w twarz ze śmiercią,
stał się żywym ładunkiem na dalsze życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz