30
sierpnia w Kościele Katolickim celebrowana była “Niedziela
Migranta i Uchodźcy”, a z nią cały tydzień poświęcony temu
problemowi. Najwięcej szumu zrobił apel papieża Franciszka by
katolickie wspólnoty przyjęły emigrantów pod swój dach. W
lokalnych parafiach często skończyło się tylko na podaniu
informacji w parafialnym biuletynie, w niektórych parafiach
poświecono temu problemowi trochę miejsca w niedzielnej homilii,
ale były i takie parafie gdzie odbyły się specjalne nabożeństwa,
zbiórki na rzecz uchodźców czy spotkania z imigrantami.
W
tym roku Kościół Katolicki już po raz 99 obchodził ten dzień,
tylko tym razem wszystko odbyło się jakby w tle pokazywanych nam
zdjęć z uciekającymi do Niemiec tłumami młodych Syryjczyków i
Afgańczyków. Internet zalała fala zdjęć, filmików, cytatów na
temat emigrantów i muzułmanów. I niestety jakby zupełnie
odpłynęliśmy na tej fali nienawiści do kogoś kogo nawet na oczy
nie widzieliśmy, i który nigdy nie zapukał do naszych drzwi
prosząc o pomoc. Tym bardziej to przykre, że dotknęło to także
katolików i to naprawdę dobrych katolików i dobrych ludzi.
Dlaczego miłość bliźniego, nie zależnie kim on jest, która jest
fundamentem naszej wiary, tak szybko legła w totalnych gruzach???
Tu
przeskakuję na tych “biednych uchodźców”, czyli normalnych
ekonomicznych emigrantów, którzy wyczuli dobry moment by wyjechać
do wymarzonego raju. Dla większości z nich tym wymarzonym kajem są
Niemcy i nie interesują ich inne państwa, o których istnieniu
nigdy nie słyszeli, w których nie mają rodzin i przyjaciół.
Wsiadając do pociągu, busa czy czasem i kontenera, zapłacili grube
pieniądze, na które często mogły być danymi im oszczędnościami
całej rodziny, by znaleźć się w raju, do którego im obiecano
dotrzeć. Trudno więc dziwić się ich złości i frustracji gdy
znaleźli się na nieznanej bocznicy kolejowej Bicske, i pewnie
jeszcze wielu innych takich miejscach, pilnowani przez miejscową
policję, filmowani przez okolicznych ciekawskich, którzy
postanowili zobacyć “tych obcych”.
Jestem
już tak stara, że pamiętam zdjęcia właśnie z Węgier, gdzie nie
kto inny jak Niemcy z DDR koczowali, by nielegalnie uciec przez
Austrię do Niemiec i wygladało to zupełnie podobnie: zdeterminowani
ludzie, stosy śmieci i dopadków, narastajaca złość i agresja.
Jak wyglądała sytuacja w obozach dla uchodźców naszych “prześladowanych solidarnościowców” w Austrii, Grecji,
Włoszech??? Pewnie wam się nie pochwalą jakie wiadomości wtedy
puszczały telewizje tych państw i jaką nam tam “świetną
opinię” wyrobili. Czy sprzątaliśmy dworzec Victoria w Londynie,
po naszych dzieciach, rodzeństwie, kolegach, którzy w pierwsze noce
w Anglii, tam często znaleźli dach nad głową? Czy nie zabieramy
pracy przeciętnego Brytyjczyka, Irlandczyka, Belga, Niemca, Norwega
itd…, nie posyłamy naszych dzieci do ich szkół i nie rościmy
sobie pretensji do ich socjalu. Czy nie zrobimy tego w każdym
następnym kraju, który wyda nam się rajem dobrobytu?
Pracując
już trochę na emigracji i z emigrantami zgadzam się, to nie
wyjeżdża z kraju elita intelektualna tylko prości ludzie, którzy
na otaczający ich świat reagują czesto prymitywnie. Lękając się
tego co obce zamykaja się w swoich gettach, w których często
poczucie wyalienowania przeradza się w agresję. Od tego nie są
wolni także nasi emigranci. Często tylko to, że ich korzenie
czerpały z chrześcijanstwa hamuje ich przed zachowaniami skrajnie
ekstremalnymi, w tym terroryzmem czy przemocą seksualną włącznie,
ale zdarzają się i naszym rodakom takie tragiczne zachowania.
Płynąca
fala muzułmańskich emigrantów nie posiada chrześcijańskich
korzeni i to też prawda, że nie mają oni wtedy hamulców, ale
jeśli spotkają się tylko z nienawiścią, odrzuceniem,
najdelikatniej mówiąc ksenofobią, to są wtedy jak przestraszone
dzikie zwierzę, które zamknęliśmy w swoim ogródku, i które
szczujemy (!) Szybko zacznie nas ono boleśnie gryźć. Tak niestety,
przez lata, zachowały się społeczeństwa zachodnie przeżywające
kryzys własnej kultury, a jednoczenie podcinajace swoje korzenie.
Nasza
historia zostawiła nam inne doświadczenia. Właśnie w tych
czasach, gdy byliśmy największą potęgą, byliśmy też
najbardziej wieloetnicznym krajem Europy, a pewnie i świata. Ale
byliśmy wtedy także przedmurzemi chrześcijaństwa, ludzmi, którzy
za cene życia bronili Kościoła i papieża – dosłownie za cene
życia! I może dlatego, nigdy jako naród, nie straciliśmy szacunku
w islamskich oczach.
Pamiętajmy,
by zwycięsko stanąć w oko z islamem, potrzeba dumnie, z krzyżem
na piersiach i Bogiem w sercu, spojrzeć mu w oczy, a nie zamykać
szczelnie drzwi, roździerać szaty i z rozpaczy wymachiwać mu przed
oczami jakimiś unijnymi papierkami. A tym przybyszom, którzy z nich
marzą o niemieckiej ziemi obiecanej, wskazać dokłaną i najszybszą
drogę do niemickiej granicy i pobłogosławić na dalsze życie, u
naszych zachodnich sąsiadów.
Gdyby
jednak zechcieli zostać – przyjąć wędrowca pod nasz polski dom!
Udzielić pobyt czasowy (jak będą problemy deportować, jak nie
będzie przez 20 lat problemów udzielić pobytu stałego), udzielić
identycznych praw i obowiązków jakie przysługują obywatelom
innych państw mieszkającym w Polsce, i nie nawracać, ale żyć
przyzwocie jak przystało na dobrych uczniów Jezusa Chrystusa.
Pamiętajmy Jego słowa zawsze nas obowiązują i kiedyś przyjdzie
na każdego z nas ten dzień gdy usłyszy: “byłem przybyszem,
a...”. Może czasem warto samemu rozważyć te słowa osobiście i
bez emocji, ale w odniesieniu do swojego życia. Polecam cały tekst
z Mt 25,31-46.
oj siostro siostro... procent integrujących się muzułmanów jest znikomy. a jak postąpią Ci 'umiarkowani' muzułmanie, gdy będzie ich już więcej? proszę spytać chrześcijan z Egiptu. proszę więc nie promować bzdur, bo one doprowadzą do upadku Chrześcijaństwa. a Chrystus też mówił i o mieczu.
OdpowiedzUsuńpolecam:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=TNpvDXV4c4E