Przez pielgrzymkę do Bendigo trochę rozregulowało mi się świętowanie moich urodzin (lepiej powiedzieć: rozłożyło w czasie). I tak w sobotę zaliczyłam urodzinowe kino i kawę z p. Zosią, którą normalnie odwiedzam w domu, w ramach swojej pracy, ale czasami pozwalamy sobie na małe wypady. Było więc sobotnie popołudnie z "Jedz, módl się, kochaj" (Eat, pray, love) i Julią Roberts -niestety, tylko do oglądnięcia i zabicia czasu. Nie czytałam książki więc mogę ocenić tylko to co widziałam na ekranie i tu się rozczarowałam. Rozczarowała mnie sama fabuła - płaska - bez prawdziwej głębi i dramatu życia, choć wydawałoby się, że będzie to ciekawe filmowe przesłanie dla współczesnego człowieka. Niestety także rozczarowało mnie aktorstwo Julii Roberts.
Jakieś prawie 1700 lat temu, św Augustyn powiedział: Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić. A ja po filmie mam wrażenie, że główna bohaterka mimo iż zjechała cały świat nigdy naprawdę nie "nauczy się tańczyć" podobnie jak większość jej podobnych ludzi XXI wieku - ciągle szukają siebie, zaspokajają siebie, realizują siebie, odkrywają siebie, itd siebie...
A szkoda.
Kto może być rektorem?
8 godzin temu
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Pozdrawiam serdecznie, z Panem Bogiem!
OdpowiedzUsuń