Niech Moc Będzie z Tobą

Wyruszyli na Alderaan i choć nigdy tam nie dotarli, to ta podróż zmieniła zupełnie ich życie...
Zapraszam na moją podróż na Alderaan. Ona także wiedzie przez różne dziwne miejsca we wszechświecie. Wiedzie przez piękne choć czasem dziwne i trudne przyjaźnie, a przede wszystkim uczy odkrywać Prawdziwą Moc w człowieku i świecie. I ciągle doświadcza jak nie ulec ciemnej stronie mocy tego świata.

niedziela, 26 grudnia 2010

piątek, 24 grudnia 2010

Wszystkim przyjaciołom-Boże Narodzenie 2010


Niech siła Miłości
zaowocuje w naszych sercach
i wypełni je radością,
ufnością i pokojemi
- na dziś, na jutro,...
na cały Nowy Rok!

Z darem modlitwy i świąteczną dedykacją
s. Gosia

poniedziałek, 20 grudnia 2010

"TAK" dla Benedykta !!!

OJCIEC ŚWIĘTY BENEDYKT XVI WZYWA CAŁY ŚWIAT DO MODLITWY W INTENCJI KAŻDEGO POCZYNAJĄCEGO SIĘ LUDZKIEGO ŻYCIA.
Wyślij swoje "TAK" dla Papieża!!!

TAK! dla Benedykta

czwartek, 11 listopada 2010

Naucz się tańczyć

Przez pielgrzymkę do Bendigo trochę rozregulowało mi się świętowanie moich urodzin  (lepiej powiedzieć: rozłożyło w czasie). I tak w sobotę zaliczyłam urodzinowe kino i kawę z p. Zosią, którą normalnie odwiedzam w domu, w ramach swojej pracy, ale czasami pozwalamy sobie na małe wypady. Było więc sobotnie popołudnie z "Jedz, módl się, kochaj" (Eat, pray, love) i Julią Roberts -niestety, tylko do oglądnięcia i zabicia czasu. Nie czytałam książki więc mogę ocenić tylko to co widziałam na ekranie i tu się rozczarowałam. Rozczarowała mnie sama fabuła - płaska - bez prawdziwej głębi i dramatu życia, choć wydawałoby się,  że będzie to ciekawe filmowe przesłanie dla współczesnego człowieka. Niestety także rozczarowało mnie aktorstwo Julii Roberts.

Jakieś prawie 1700 lat temu, św Augustyn powiedział: Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić. A ja po filmie mam wrażenie, że główna bohaterka mimo iż zjechała cały świat nigdy naprawdę nie "nauczy się tańczyć" podobnie jak większość jej podobnych ludzi XXI wieku - ciągle szukają siebie, zaspokajają siebie, realizują siebie, odkrywają siebie, itd siebie...
A szkoda.

sobota, 6 listopada 2010

Australia pielgrzymuje

Jeszcze mały powrót do października. Otóż ostatnie 3 październikowe dni spędziłam na pieszej pielgrzymce z katedry w Ballarat do katedry w Bendigo! Tak, tak!!! Na jedynej pieszej pielgrzymce o jakiej słyszałam na tym kontynencie i mogę się pochwalić tym, że wielu o niej nie słyszało ;-) I jeszcze naciągnęłam na nią s. Bernadkę z Sydney i s. Anię z Brisbane – mam nadzieję, że nie żałują.
Swoim stylem bardzo przypomina nasze polskie pielgrzymki do Częstochowy choć oczywiście są i znaczne różnice, a największa to łacina! Tak, „latin”, bo jest ona organizowana przez Stowarzyszenie Chrystusa Króla i Bractwo kapłańskie św. Piotra, które to zajmują się kultywowaniem liturgii przedsoborowej w kościele katolickim.
Ogólnie było super, i tylko podziwiałam niesamowitą pobożność australijskich pielgrzymów. A dla ciekawości podaję, że większość pielgrzymów stanowiła nastoletnia młodzież -ogółem 430 pielgrzymów – jak na Australię rewelacja! Wyobraźcie sobie np. polskich gimnazjalistów, trydencką Mszę św. i różańce po łacinie :-O
Jest tu w Australii jeszcze naprawdę cudowna młodzież, rozmodlone rodziny i maluchy, które zamiast przebojów Lady Gaga śpiewają Ave Maria i to wszystko tak zwyczajnie i naturalnie, bez odstraszającej dewocji.
Zdjęcia wrzuciłam do picasaweb - bez opisów, ale do pooglądania.
s. Bernadka i pielgrzymujące "Kangury"

środa, 6 października 2010

Dla zrezygnowanych Skywalker'ów

Czasami człowiek musi spotkać kogoś takiego, by na nowo spojrzeć na swoje życie i dostać "kopa" na dalszą drogę!
Czyli obejrzyj gdy znowu wysiądzie Ci życiowy HIPERNAPĘD!!!
Oryginalna, nieokrojona wersja po angielsku jest na: www.youtube.com - polecam oryginał

piątek, 1 października 2010

Światowy Dzień Uśmiechu

"Zrób dobry uczynek, spraw aby uśmiechnęła się jedna osoba" - to hasło Dnia Uśmiechu. Warto stosować to motto, nie tylko raz w roku.
Harvey Ball, grafik z Worcester (Massachusetts, USA) w 1963 r. stworzył “smileya” - symboliczną uśmiechniętą buzię na okrągłym, żółtym tle. Stworzone przez niego logo rozprzestrzeniło się po świecie i właściwie wszyscy używają je (także w celach komercyjnych), bez pytania autora o zgodę.
W 1999 r. Harvey Ball wpadł na pomysł Światowego Dnia Uśmiechu (World Smile Day) - dnia, w którym powinniśmy poświęcić większą uwagę uśmiechowi i dobrym uczynkom. Powiedział wtedy:
„(Ten dzień) odzwierciedla to, co jest w każdym z nas – patrząc na inną osobę, chcemy ujrzeć uśmiech. Czasem o tym zapominamy. Czasem świat wydaje się wielki i pełen problemów, które trudno zrozumieć, a co dopiero rozwiązać. Zaczynamy wierzyć, że jesteśmy zbyt mali, żeby dokonać zmiany. Ale to nieprawda. Prawda jest taka, że każdy z nas może coś zmienić każdego dnia.”
Od tego roku pierwszy piątek października ( w tym roku jest to 1 października) jest dorocznie takim dniem.
Harvey zmarł w 2001 r., lecz działa World Foundation Smile - fundacja stworzona, aby uczcić jego imię i pamięć. Jest ona oficjalnym sponsorem World Smile Day. Oficjalna strona: www.worldsmileday.com
znalezione w sieci

czwartek, 23 września 2010

Mama i Tata za tym stoi

Nie chcę bawić się tu w politykę, ale odbywając podróże między galaktyczne człowiek styka się z różnymi "orbitami", "układami", czy wręcz "formami życia". Ma też możliwość przyglądać się i stykać z innymi cywilizacjami, i to dość obiektywnie - jako ten stojący z boku, czasem tylko przemytnik innych idei. Widzi też jak giną cywilizacje, gwiazdy karłowacieją, kultury upadają. Wszechświat nie znosi próżni więc szybko ich miejsce zajmują prymitywne formy, które świetnie sobie radzą w "rozrzedzonym powietrzu".
To taka refleksja międzyplanetarnego wędrowca.
Dla tych, którzy chcą poprzeć "Starą Republikę", polecam stronę Fundacji Mamy i Taty: www.mamaitata.org.pl
Można tam zaangażować się i poprzeć tych, którzy walczą o zachowanie zdrowej tradycji, kultury, a przede wszystkim walczą o rodzinę, kolebkę zdrowego i silnego społeczeństwa. Polecam - Fundacja Mamy i Taty

A dla poprawienia humoru i trochę też ku przestrodze:


wtorek, 15 czerwca 2010

W przerwie meczu

Czy wiecie, że Watykan złożył oficjalne pismo do FIFA i razem z Monaco oraz z paroma malutkimi państwami z Oceanii oczekuje przyjęcia go w poczet jego członków!!! Co to oznacz? Może za 4 lata, na kolejnym Mundialu, zobaczymy reprezentację watykańskich kleryków???
Obecnie w Watykanie rozgrywany jest corocznie Clericus Cup, Watykan marzy także o własnej drużynie we włoskiej Serie A

I jeszcze zaproszenie na stronę:
  CHURCH ON THE BALL - Football World Cup South Africa 2010

Church on the Ball from CatholicStudio on Vimeo.

poniedziałek, 31 maja 2010

GO SOCCEROOS! GO!

Przed samym Mundialem także tu w Australii wzrasta trochę temperatura i to nie tylko za sprawą imigrantów, którzy zawzięcie kibicują swoim drużynom narodowym, ale też wszyscy liczą na dobry (najlepiej finał;-)) występ Socceroos . Tak, tak australijska reprezentacja w piłce nożnej to Socceroos – zupełnie oficjalnie i nikt nigdzie inaczej ich już nie nazwie.
Aussie uwielbiają wszelkie skróty i chyba dla tego tak chętnie zaczęli nadawać przydomki swoim sportowym reprezentacjom, które z czasem właściwie stały się ich własnymi nazwami. I tak dla przykładu dziś dowiedziałam się, że nie tylko Socceroos rozpoczęli już treningi w RPA, ale nasze Matilda's wygrały Women’s Asian Cup i dodatkowo awansowały do przyszłorocznych mistrzostw świata w piłce nożnej kobiet w Niemczech :-0
Tradycyjnie nadawany przydomek musi wiązać się z czymś symbolizującym Australię, więc nie dziwi fakt, że pierwszymi były Kangaroos i Wallabies nadane już w 1908r. australijskim rugbystom. Potem pojawiły się następne dyscypliny, w których Australia zaczęła odnosić sukcesy i posypały się następne przydomki.
Dziś oficjalne przydomki australijskich drużyn to:
Rugby League: Kangaroos
Rugby Union: Wallabies
Koszykówka:
Men’s – Boomers, Women’s – Opals
Piłka ręczna:
Men’s - Crocodiles, Women’s Redbacks
Piłka nożna:
Men’s – Socceroos, Women’s - Matilda’s
Piłka nożna halowa (Futsal): Futsalroos
Water polo:
Men’s - Sharks, Women’s - Stingers
Pływanie: Dolphins
Kolarstwo: Cyclones
Hokej na trawie:
Men’s – Kookaburras, Women’s – Hockeyroos
Hokej na lodzie: Mighty Roos
Bowls (kulki-chyba najnudniejsza gra świata):
Men’s - Jackaroos, Women’s - Sapphires
Softball (jakaś odmiana baseball’a):
Men’s - Aussie Steelers, Women’s - Aussie Spirit
Netball (arhaiczna odmiana kobiecej koszykówki): Diamonds
Orienteering (czyli bieg na orientację): Boomerangs
Lacrosse (jakieś indiańskie sporty ;-)):
Men’s - Sharks
Lacrosse halowy: Boxaroos
Niezły zestaw nazw i jeszcze, przynajmniej w znacznej części, chyba oryginalniejszych dyscyplin. Tak na zakończenie dodam, że nie wypisywałam już reprezentacji młodzieżowych i niepełnosprawnych, a też mają swoje ;-)))))
Cóż, w Polsce pozostajemy tylko przy Złotkach, które nam trochę „pobrązowiały”, ale i tak mamy z nich wiele radości!

poniedziałek, 24 maja 2010

samobója

... i to nie w piłce, czy hokeju. Nie chcę tu bynajmniej krytykować australijskiego Kościoła, który czasem prezentuje się nawet zupełnie dobrze, ale napisać o tej cząstce, która wypada blado. Otóż dziś jest tu uroczystość Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych Patronki Australii, czyli Our Lady Help of Christians Patroness of Australia, a co ma patronka Australii wspólnego z samobójem - takie dzisiejsze "story":
Poniedziałek jest  generalnie dniem wolnym australijskich księży, więc nie dziwi sytuacja gdy w jakiejś parafii zamiast Mszy św. parafianie otrzymują tylko tzw. service, czyli liturgię słowa z obrzędami Komunii. Dziwić może tylko sytuacja, gdy w największe święto patronalne w Kościele australijskim zamiast Mszy jest tylko serwis, odprawiany przez 2 pobożnych starszych panów - proboszcz sobie odpoczywa. Miałam właśnie dzisiaj okazję w tym serwisie uczestniczyć, a było nas na porannej Mszy św. 36 osób i z tego większość młodych i w średnim wieku! Cudowni ludzie, a tu żadnej uroczystości, żadnej pieśni, suche czytania, po których kawałek relaksacyjnej muzyki z CD i Komunia św. przy następnym utworku. Serwis się skończył, a większość ludzi została by odmówić jeszcze różaniec za Australię, i do pracy. A  ja zatęskniłam, i chyba jednak doceniłam, nasze polskie uroczyste liturgie.
Cóż, w sporcie niewykorzystane sytuacje zwykle się potem mszczą, dziś myślę że nie tylko w sporcie.

niedziela, 2 maja 2010

Jak wytresować smoka - powrót do krainy marzeń

Postanowiłam się dziś wybrać do kina, więc najpierw przejrzałam co grają, a potem na www.filmweb zajęłam się studiowaniem opinii internautów na temat poszczególnych filmów. Z wszystkich filmów najlepszą miała bajka: „Jak wytresować smoka"(How to Train Your Dragon) z wytwórni Dreamworks, do której znalazłam recenzję, której ( te entuzjastyczne) fragmenty cytuję. Po takiej pochwale poszłam i..... słuchajcie naprawdę , naprawdę prawda :-) Film jest piękny, zupełnie inny od tych wszystkich kreskówek, które pojawiły się po Shrek’u. Zresztą przeczytajcie co napisał al_jarid i idźcie do kina:
(...) Zatem prosto z mostu i bez ogródek - film jest świetny. Jest piękny. Jest zachwycający. (...)
Oprócz humoru mamy tu też coś, czego już od wieków nie mogliśmy uświadczyć w filmach animowanych - KLIMAT. Baśniowy, czarowny klimat. Oczywiście w dużej mierze zawdzięczamy go pięknej muzyce - tak dobrej ścieżki dźwiękowej też już daaawno nie było. To właśnie sprawia, że ten film ma w sobie coś, co trudno mi opisać. Potrafi chwycić za serce. Lot Czkawki na smoku, ładne krajobrazy plus ta nastrojowa muzyka... Estetyczna uczta. Przypominają się podobne sceny lotu z "Avatara", jednak w tych z "Jak wytresować smoka", mimo może nie aż tak hiper-zaawansowanej grafiki jak u Camerona, zawiera się o wiele więcej emocji. (...) Filmowa magia w najlepszym wydaniu. Wreszcie znowu można oglądać "bajkę" i zapomnieć o całym świecie.
Dodatkowo jest w tym filmie też jakaś taka... jakby to określić... głębia, której nie miały te dawne animacje. Postacie i ich rozterki wydają się wręcz namacalne, ich psychologia jest naprawdę bogata, dialogi jednocześnie bajkowe i autentyczne. To sprawia, że nie tylko powraca dawne piękno filmów animowanych, ale wręcz zostaje jeszcze wzbogacone, a film, jak na opowieść skierowaną potencjalnie do młodego widza, jest zaskakująco dojrzały. (...)
I jeszcze jedno określenie, które może najtrafniej wyraża ten film - otóż jest on EPICKI. W pełnym tego słowa znaczeniu, jak chyba żadna animacja do tej pory. (...)
Tyle fragmentów z recenzji al_jarid ma forum filmweb. Zachęcam do przeczytania całej recenzji www.filmweb.pl/user/al_jarid# – ja się pod nią podpisuję i dzięki, bo miałam super niedzielę!

sobota, 1 maja 2010

“1 Maja – święto pracy” - z kart historii

W pierwszym dniu maja żywiej (podobno) bije serce każdego człowieka Lewicy. W wielu krajach ulicami miast, pod czerwonymi sztandarami, maszerują tłumy zwolenników “postępu”. Posiwiałych czcicieli Marksa, Lenina, Stalina i całej reszty menażerii lewicowych świętych wspiera nowy narybek – młodzież w podkoszulkach z podobiznami partyjnych herosów. – “Towarzysze, robotnicze święto…” – chlipią wzruszeni weterani klasowych bojów, którzy przez dziesiątki lat oklaskiwali (bądź usprawiedliwiali) komunistyczne ludobójstwo. 
Dlaczego jednak pierwszy maja?
***
Wiosną 1886 r. w Chicago już trzeci miesiąc trwały robotnicze strajki. Grupa przybyłych z Europy anarchistów – zawodowych rewolucjonistów i terrorystów – postanowiła wykorzystać pokojowy protest do własnych celów, zamienić go w gwałtowne wystąpienie, w zbrojną rebelię.
3 maja trzystu chińskich robotników, którzy odmówili przyłączenia się do strajku, otoczył sześciotysięczny tłum, zbrojny w łomy i siekiery, kierowany przez anarchistycznych agitatorów. Niechybnemu pogromowi Chińczyków zapobiegła interwencja policji. W trakcie zamieszek padły strzały – od policyjnych kul zginęło dwóch lewicowych radykałów.
***
Anarchiści rzucili wezwanie do buntu. – “Zemsta! Zemsta! Robotnicy do broni!” – krzyczały rozlepione na murach ulotki.
– “Policja – psy gończe kapitalizmu – gotowe są mordować” – podjudzała anarchistyczna prasa.
Następnego dnia na placu Haymarket doszło do nowej konfrontacji. Policja próbowała przerwać wiec anarchistów. Ktoś, nigdy nie wykryto kto, rzucił bombę w zwarty szereg funkcjonariuszy.
– “Funt dynamitu jest wart buszla kul” – zapowiadali już dzień wcześniej anarchistyczni liderzy…
Potężna eksplozja zwaliła z nóg wielu policjantów. Inni, zaskoczeni i zaszokowani śmiercią i ranami kolegów, zaczęli strzelać na oślep w stronę wiecujących.
Nim opanowano sytuację, na Haymarket Square w Chicago poległo jedenaście osób, w tym siedmiu policjantów. Półtora roku później, z wyroku sądu, powieszono czterech anarchistów, aktywnych uczestników rewolty (piąty skazany sporządził w celi bombę, którą wysadził się w powietrze).
***
Organizacje lewicowe ustanowiły pierwszy dzień maja corocznym “świętem pracy” – podobno na pamiątkę wydarzeń w Chicago. Nie ma to wielkiego sensu – wszak do krwawych starć doszło 3 i 4 maja 1886 r., zaś obiektem czci byłaby nieudana próba rasistowskiego pogromu oraz udany zamach terrorystyczny.
Zdaniem niektórych badaczy chodziło raczej o wyraz buntu przeciw cywilizacji chrześcijańskiej.

Pierwszy dzień maja ma bowiem wielkie znaczenie dla ezoteryków, wolnomularzy i satanistów. W tym dniu w pogańskim kalendarzu Celtów przypadał początek lata. W poprzedzający go wieczór wygaszano wszystkie ognie – na świat wypełzały siły ciemności, wracał okres pierwotnego chaosu.
Dla satanistycznych sekt noc z 30 kwietnia na 1 maja była czasem mrocznych obrzędów i orgii. W tę noc – Noc Walpurgii – zwoływały się na sabaty czarownice (do dzisiaj jest to jedno z ośmiu najważniejszych świąt tzw. Ruchu Czarownic, działającego w krajach anglosaskich).
Wreszcie 1 maja 1776 r. satanista Adam Weishaupt powołał do istnienia masońską lożę Iluminatów, która zdobyła potem złowrogi rozgłos.
***
Jakkolwiek zabrzmi to dziwnie dla osób, którym polityczna lewica kojarzy się głównie z ateistycznym komunizmem i socjalizmem, wśród XIX-wiecznych lewicowych radykałów roiło się od okultystów, masonów i sekciarzy. Sam “guru” socjalistów, Karol Marks, w pewnym okresie swego życia był satanistą, podobnie jak nestor anarchizmu, Michaił Bakunin (który należał również do masonerii). Niektóre z podziemnych organizacji rewolucyjnych miały wszelkie cechy religijnych sekt. Ostatecznie jednym z głównych celów rewolucjonistów było zniszczenie Kościoła; w tym dziele naturalny był sojusz jego rozmaitych wrogów – ateistów, okultystów, satanistów i heretyków.
***
Pierwszy dzień maja stał się więc wyjątkowym dla “sił postępu” z całego świata. W niektórych krajach ogłaszano go świętem państwowym. Wielce wymownym jest fakt, iż jako pierwsze zrobiły to dwie najkrwawsze satrapie w dziejach – bolszewicka Rosja i hitlerowska III Rzesza…
***
Kościół postanowił ucywilizować pierwszomajowe “święto pracy”. Ustanowił dla tego dnia patronat św. Józefa – opiekuna robotników. Nie powinno to dziwić – Kościół zawsze z upodobaniem egzorcyzmował i “chrzcił” pogańskie święta.

za "Wzrastanie" maj 2002

sobota, 17 kwietnia 2010

List do Benedykta

W ostatnich tygodniach trwa prawdziwa medialna ofensywa przeciw Papieżowi. Tu jest chociażby mały przykład: Atheist Seeks to Arrest the Pope
Redakcja eKAI wystosowała piękny list do Benedykta XVI pod którym można się podpisać.
Jeśli macie taką ochotę odwiedźcie ich, przeczytajcie, ... :
http://ekai.pl/badz_solidarny/x27663/list-do-ojca-swietego-podpisz-sie/
Pozdrawiam
s. Gosia

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Art Music Trio - towar niereklamowany!

Kilka dni temu ktoś udowadniał mi, że to co się reklamuje to są totalne buble, które nie schodzą, a trzeba je tak sprzedać by klient myślał, że jest mądry czyli kupił super towar, po super cenie. On, za to zawsze kupuje tylko to co nie jest właśnie reklamowane i zawsze dobrze na tym wychodzi.
Może i ma rację? Nie wiem, ale właśnie dostałam link do YouTube - Fracanapa Astora Piazzolla, w wykonaniu Art Music Trio i pomyślałam, że to właśnie jest to pyszne ciasteczko, które nigdy nie doczeka się reklamy.
No bo i gdzie temu do Dody ;-)
A że wczoraj byłam z wizytą u znajomych i tam padła kolejna mądrość współczesnego świata, czyli: "nie ważne co umiesz i potrafisz, ważne jest kogo znasz", więc i ja postanowiłam właśnie trochę zapromować rodzinkę!

Tak więc, Panie i Panowie,
Arek Wiech - gitara i Art Music Trio: YouTube - Fracanapa Astor Piazzolla

środa, 31 marca 2010

Na zbliżające się  Triduum Paschalne
i Wielkanocne Święta życzę,
aby miłość jaką obdarza nas
Chrystus Zmartwychwstały,
była Źródłem pokoju i radości
w życiu osobistym i rodzinnym,
była Źródłem siły
do dawania świadectwa o Tym,
Który daje się nam za pokarm,
Który zwyciężył śmierć, grzech i szatana.

Z darem modlitwy
s.Gosia

piątek, 12 marca 2010

Tylko międzylądowanie

Wróciłam już kilka dni temu z pielgrzymki, na organizowanie której zresztą sama dałam się namówić i ... jestem padnięta, a to były tylko 4 dni!
Relacji specjalnej nie będzie, a w ramach reklamy dosyłam do krótkiego opisu naszych pielgrzymkowych poczynań na stronę www.mchr.pl
Teraz odwalam za to stertę papierkowej roboty dla biura gdzie pracuję, a że nie cierpię papierków to uczucie zmęczenia dodatkowo zaczyna mnie przygniatać. Na pociechę zostaje mi wyjazd na weekend do Sydney, na spotkanie z siostrami kończące wizytację naszej Matki Generalnej w Australii i 3 dni wolne na Sydney i okolice!!!
Mam więc nadzieję na jakiś oddech

piątek, 26 lutego 2010

24/7

Chyba Ziemia kręci się teraz szybciej, bo ostatnio każde 24h mijają  jakby ktoś odpalił hipernapęd ;-)
A co gorsza jeszcze ciągle przyśpieszam! Na solidny wpis na moim blogu chyba trzeba będzie poczekać jeszcze trochę. Mam tylko nadzieję, że po tym lekko zwariowanym czasie wyhamuję spokojnie i lądowanie będzie bezpieczne.
Czyli do usłyszenia po lądowaniu!

niedziela, 31 stycznia 2010

Rakiety na Haiti! Czyli czego nie pokazały kamery

Dzień przed rozpoczęciem turnieju Australia Open, w niedzielę 17. 01 Roger Federer zorganizował specjalną imprezę "Hit for Haiti", z której dochód przeznaczono na pomoc ofiarom trzęsienia ziemi. Główną atrakcją był mecz pokazowy Federer'a z Nadal'em. Niestety to widowisko mogli oglądać tylko szczęściarze na trybunach. Dodatkowo uczestnicy tej akcji postanowili oddać swoje rakiety na aukcję na eBay. Licytować tutaj oczywiście mógł każdy i przyznam się, że i ja miałam ochotę podbić cenę rakiety Kim Clijsters, ale odpuściłam.

Dziś, kiedy wszyscy oglądaliśmy finał Federer – Murray, o 22.00 zakończyła się licytacja rakiet sumą: 44.007,19 AUD$, z czego rakieta mistrza Rogera poszła aż za 28.124,65$!

Oczywiście zaraz odezwą się malkontenci, że to ich nic nie kosztowało i tylko zrobili sobie dodatkową reklamę... i tu maja rację! Można też nie robić nic i być sławnym, mądrym, a nawet szanowanym. Ale czasami można naprawdę drobnym gestem, który nic nie kosztuje ofiarodawcę, wiele komuś pomóc i jeszcze dodatkowo uszczęśliwić paru snobów, dla których te kilka tysięcy dolarów to pestka w porównaniu do dumy z posiadanego „skarbu”.
Finał AO 2010 dla Rogera Federer'a i to w wymiarze sportowym, i tym zwyczajnie ludzkim.

Ps. Serca Australijczyków chyba najbardziej pękły kiedy przegrała belgijka Kim Clijsters, która kilka dni wcześniej wygrała z Justine Henin w finale turnieju w Brisbane i ofiarowała całą wygraną szpitalowi dziecięcemu w stolicy Queensland. Na "Hit for Haiti" zagrała popisówkę z Novakiem Djokovicz'em, a potem dorzuciła jeszcze swoją rakietę do aukcji na eBay. Czyli można mieć pieniądze, sławę i jeszcze otwarte dla innych serce!

niedziela, 24 stycznia 2010

Tenis, tenis i jeszcze raz tenis, czyli czym żyje obecnie Melbourne

Całodzienne ( w tym i nocne, bo czasem mecze kończą się i po 2 w nocy) relacje TV z Australia Open to normalka. I to też normalne, że przyjeżdżam do babci ( np.:86 lat), a ona przed telewizorem z zapałem kibicuje Federerowi, więc całe moje odwiedziny kończą się na wspólnym obejrzeniu jednego seta, a na drugiego jadę już do kolejnej samotnej seniorki i ...... oczywiście to samo. I tak przez 2 tygodnie tenis w domu, tenis u naszych babć, tenis w sklepie, tenis w przychodni itd... Jak dobrze, że lubię tenis ;-)))

Ale jak to wygląda na żywo? Naprawdę super!!! Tylko wspomnę, że oczywiście odbioru meczu na żywo nic nie zastąpi. Trybuny dają cudowną możliwość oglądania całego kortu, a TV pokazuje nam generalnie tylko odbijających zawodników, czyli wybraną część kortu, rzecz bez porównania gorsza mimo powtórek, zbliżeń itp. zabiegów.

To co mnie zszokowało to: widzowie. Australia Open to nie jakaś snobistyczna impreza, na której pewne osoby muszą się pokazać.
Na trybunach siedzi młodość! Całe rodziny z dzieciakami, nastolatki kibicujące swoim idolom, studenci (a może lepiej powiedzieć parki trzymające się za rączki, gdy nie oklaskują zagrań zawodników), i zwykli zjadacze chleba. Ta ekskluzywna elitka siedzi w lożach pod kopułą stadionu oddzielona szybą, która sprawia, że oni nie istnieją, a zawodnicy grają tylko dla nas. Super sprawą jest też to, że w zasadzie sam możesz decydować, który mecz teraz chcesz oglądać. Jeśli masz bilet na któryś z 2 głównych kortów możesz oglądać mecze też na wszystkich innych kortach, jeśli wydasz tylko na wejściówkę na teren turnieju - oglądasz co chcesz na wszystkich kortach poza 2 głównymi, czyli masz do wyboru zawsze ok. 10 meczów na najwyższym poziomie z całą światową czołówką tenisa. Jest to naprawdę fajny pomysł jak za 20 - 30 AU$ spędzić cały wakacyjny dzień i młode Melbourne z tego korzysta.
A ja choć nie przypuszczałam też skorzystałam i mówię wam czasem inny świat jest w zasięgu naszej ręki, tylko trzeba chcieć sięgnąć.
I jeszcze marzenia się spełniają ,tylko trzeba je mieć.

piątek, 15 stycznia 2010

"To skomplikowane", czyli "It's Complicated"

Moja codzienność to odwiedzanie naszych polskich dziadków, czyli generalnie wysłuchiwanie tych samych opowieści z "nieustającym zaciekawieniem". Czasami jednak zdarzają się jakieś dodatkowe atrakcje i tak było właśnie wczoraj kiedy p. Zosia wyciągnęła mnie do kina na "It's Complicated", czyli "To skomplikowane". Razem z nami w kinie było aż 8 osób, ale nie przeszkodziło nam to w świetnej zabawie i chyba to my śmiałyśmy się na filmie najgłośniej:-)

Może jeszcze parę słów o filmie, czyli mała recenzja:
Film jest przezabawny, ze swoistym klimatem i do tego świetnie zagrany. Wreszcie nie jest to oklepana komedia romantyczna, czyli czterdziesto (paro) letnie aktoreczki grające zabiegane 20 próbujące robić karierę, a odnajdujące swojego księcia z bajki! Historia jak na amerykańskie kino oryginalna, z przesłaniem, wiec nie głupkowata komedia jakich wiele.
Meryl Streep jest rewelacyjna, Alec'a Baldwina, ha ha, trzeba nieć poczucie humoru, żeby tak potrafić śmiać się z własnego ciałka;-), Steve Martin, za którym nie przepadam, ale tu wyjątkowo zagrał i to dobrze . I jeszcze jeden atut: John Krasinski, który był prześmieszny!
Ulubiona scena to chyba właśnie z nim w hotelu.
Polecam zwłaszcza wszystkim paniom!

sobota, 9 stycznia 2010

Teletransmisja ;-)

Ten tytuł chyba bardziej pasuje do Star Trek :-)
To teraz wiecie w co bawiliśmy się na ulicy - tylko rekwizyty były trochę gorsze.

piątek, 8 stycznia 2010

Sokół Millennium, dziennik pokładowy


W naszym świecie zrobiło się wreszcie ciepło ( niektórzy nawet twierdzą,że za ciepło), ale na szczęście klimatyzacja w "bazie na Endeavour" działa dość dobrze. Osobiście przyznaję rację tym, którzy twierdzą, że temperaturę do 38°C znosi się dość dobrze, ale powyżej dopiero odczuwa się prawdziwe ciepło.

Lubię te kilka dni, gdy w Melbourne temperatury oscylują w okolicach 40°C, jest wtedy strasznie mało wilgotności w powietrzu i wieje gorący silny wiatr z centrum, czyli od strony pustyni. To takie uczucie jakby ktoś dmuchał na ciebie gigantyczną suszarką całej przyrody. Wtedy wiem, że jestem w Australii :-) Niestety po tych kilku dniach upału następuje "walka postu z karnawałem", czyli zimnym wilgotnym powietrzem z nad bieguna i oceanu, kończąca się zwykle deszczykiem, a drobinki pyłu z pustyni zmieszane z kroplami deszczu, idealnie brudzą szyby, samochody i nasz cały świat.

środa, 6 stycznia 2010

piątek, 1 stycznia 2010

Przepis na szczęśliwy rok


Bierzemy dwanaście miesięcy
oczyszczamy je dokładnie
z goryczy, chciwości, małostkowości i lęku,
po czym rozkrawamy każdy miesiąc
na odpowiednią liczbę części tak,
aby zapasu wystarczyło dokładnie na cały rok.
Każdy dzień przyrządzamy osobno
z jednego kawałka pracy
i dwóch kawałków pogody i humoru.
Do tego dodajemy trzy duże łyżki optymizmu,
łyżeczkę tolerancji,
ziarenko ironii i odrobinę taktu.
Następnie całą masę polewamy dokładnie
dużą ilością miłości.
Gotową potrawę przyozdobiamy
bukietem uprzejmości
i podajemy codziennie z radością,
oraz filiżanką dobrej, orzeźwiającej herbatki .


Ps. Samych dobrych ludzi na ten Nowy 2010 Rok
Gosia