Tak, ma być: "There be Dragons", a nie jak wcześniej pisałam: "Facing Your Dragons". Ale ta pomyłka skłoniła mnie do poszukania czegoś o tym filmie. Przecież jego premiera już się odbyła, a tu jakoś cichutko. No, i się okazało, że film spotkał się z totalną krytyką, krytyków ;-) W zasadzie jednym głosem cała amerykańska prasa powiedziała "zły". I chyba to mnie jednak ucieszyło, bo jak mogą napisać o filmie, który pokazuje jednego z najbardziej znienawidzonych przez - nazwijmy ich - lewicowców, świętego. Jak po promowaniu na siłę twórczości Dana Browna, można teraz powiedzieć coś dobrego o człowieku, który założył Opus Dei??? Jedno co wiadomo z recenzji, że w filmie Rolanda Joffe, św. Josemaria Escriva de Balaguer jest "za dobry".
Na szczęście pojawiło się też kilka recenzji zwykłych kinomanów, i tu widać że film broni się sam, gdyż większość z nich kończy się stwierdzeniem: ten film trzeba zobaczyć!
"There be Dragons" powinien pod koniec maja znaleść się już w australijskich kinach. Obawian się jednak, że może trafić tylko do tych nie komercyjnych, bo na razie jeszcze nigdzie go nie namierzyłam. Cóż, niestety Australia jest krajem królującej politycznej poprawności, więc lepiej nie mącić obywatelom w głowie pokazując dobrego, katolickiego księdza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz