Dlaczego to piszę...
Zastanowiła mnie dzisiejsza Ewangelia, jeden z tych najbardziej znanych obrazów: już po zmartwychwstaniu Mistrza, uczniowie idą łowić ryby, wracają nad ranem z niczym, a Człowiek na brzegu mówi im, by jeszcze raz zarzucili sieć tu przy brzegu, od tak zwyczajnie po prawej stronie. I wiemy co będzie dalej...
Mnie zaś uderzyło to, że Jezus przychodził do uczniów w ich (naszym) ludzkim wymiarze. Wymiarze codzienności: zwyczajnych posiłków, codziennych obowiązków, towarzyskich spotkań, rozmów. Tylko w tym ludzkim wymiarze rozpoznawali w Nim Boga. Gdy zaprasza wybranych by weszli w wymiar tego Innego – Bożego, nad-przyrodzonego świata, oni ciągle tkwią tu na ziemi ( chcą stawiać namioty na górze Przemienienia, śpią w ogrodzie oliwnym...). Bardzo powoli i opornie uczniowie zaczynają uczyć się żyć w Bożej obecności, ale dzięki Chrystusowi także Bóg uczy się naszego, ludzkiego, wymiaru. I kiedy już Zmartwychwstał i wszystko było wiadomo, to Bóg rezygnuje ze swojej Wszechmocy i daje się uczniom już zwyczajnie, wręcz najzwyczajniej. To dotyk niedowiarka Tomasza, rozmowy w drodze do Emaus, wspólne spotkania przy codziennym posiłku, to pomoc i radość z owoców pracy, to te spotkania nauczą uczniów poznawać Boga.
Nie tylko nauczą poznawać, ale być Jego świadkami, świadkami tego Innego wymiaru. Prawdziwymi świadkami dla nas ludzi kolejnych pokoleń, ciągle tylko chodzących po ziemi...
Nom. To jest kwestia wiary. Trzeba słuchać głodu Boga.
OdpowiedzUsuń